Opowiadania

Sekretne życie mózgów – część II

Image source: Andy Henderson / unsplash.com

Eliza poruszała się cicho jak kot, gdy boso stąpała po schodach i omiatała klatkę schodową światłem latarki. Rzeźbiona balustrada rzucała na ściany upiorne cienie.

Dziewczyna musiała stawiać stopy bardzo ostrożnie, tak, aby żaden z drewnianych stopni nie wydał z siebie skrzypiącego jęku. Zeszła na parter i z ulgą poczuła pod stopami chropowatość starego parkietu. Starała się nie spoglądać w górę, na sufit, gdzie o tej porze roiło się już od czarnych, tłustych pająków. Oddychała powoli i spokojnie, dostrajając słuch do głuchych, basowych pomruków dobiegających z trzewi budynku. Eliza dobrze wiedziała, skąd wzięły się surowe zasady rządzące akademikiem. Że nie bez powodu istnieje zapis zabraniający wychodzenia z pokojów po zmroku. A ci, którzy go łamali… Cóż, sami byli sobie winni. Powinni być wdzięczni, że Strzyga w ogóle godzi się po tym wszystkim naprawiać ich zdeformowane ciała.

Dziewczyna wyjrzała za wysokie, łukowato sklepione okna. Ulicę zalewał mrok nocy. Tylko ciemne sylwetki krzewów bujały się w rytm podmuchów wiatru i tworzyły na ścianach korytarza teatr tańczących cieni. Z głębi budynku dobył się głęboki pomruk, który brzmiał jak grom albo odgłos bomby zdetonowanej kilka kilometrów pod ziemią. Puls Elizy przyspieszył. Dziewczyna poczuła, jak ściska się jej gardło. Latarka drżała w jej spoconej dłoni, ale Eliza wzięła głęboki oddech i przełamując lęk, szła dalej. Mijając rzędy drzwi do pokojów, skierowała się do kuchni. Przekroczyła próg i oświetliła żółte, brudne ściany. Chłód płytek drażnił jej bose stopy. Przyjrzała się poplamionym rusztom kuchenek i starej umywalce z mosiężnym kranem, która wystawała z przeciwległej ściany.

To w kuchni Stefan natknął się na… to coś. Eliza dreptała po popękanych kafelkach i omiatała latarką każdy kąt. Zajrzała za jedną z kuchenek, ale znalazła tam tylko tłusty brud. Kucnęła obok żeliwnego grzejnika i wpatrzyła się w przestrzeń między nim a podłogą. Żadnych śladów, żadnej ścieżki ze śluzu.

Choć z łatwością wydobyła ze Stefana informacje o gotowcach, ten nie był już tak rozmowny, kiedy pytała go o to, co zobaczył w kuchni. Chłopak natychmiast zamknął się w sobie i nie chciał odpowiadać na żadne pytania. Nawet grożenie wyrzuceniem z akademika nie poskutkowało. Co to mogło być, do cholery? Co robiło aż tak wielkie wrażenie na studentach, którzy powinni już być oswojeni z upiorami i magią? Eliza nie była głupia. Zaczęła powoli łączyć ze sobą kropki. Cokolwiek znalazł w kuchni Stefan, pojawiło się to niedługo przed tym, jak wybuchła afera z gotowcami. A więc może, za rozprowadzaniem nielegalnych projektów wcale nie stał człowiek? Eliza wyprostowała się, a po jej karku spłynęła strużka zimnego potu. Może było to coś zupełnie nieludzkiego? Na samą myśl o tym jej serce przyspieszyło jeszcze bardziej. Czy ona w ogóle wiedziała, w co się pakuje, gdy zdecydowała się na poszukiwania?

Zacisnęła dłoń na latarce i zwarła mocniej szczęki, aż prawie zazgrzytały jej zęby. Nie, ona musi się dowiedzieć, co się tu dzieje. Gdyby nie ona, akademik całkiem by podupadł, stając się miejscem niezdatnym do zamieszkania. Czy inni studenci w ogóle zdawali sobie sprawę, ile pracy wkładała w to, aby zapewnić im bezpieczeństwo? Ile czasu poświęcała, żeby namierzać każdy powstający z innego wymiaru bąbel i od razu zgłaszać to Strzydze, aby czarownica mogła zdusić go w zarodku? Ilu makabrycznym przemianom zapobiegła tylko dzięki regularnym przeglądom kuchenek i pryszniców? A co dostawała w zamian? Wytykanie palcami i nazywanie wścibską sztywniarą.

Eliza wyszła na korytarz i podążyła na koniec skrzydła, w kierunku pralni. Basowe pomruki cichły, żeby po chwili zabrzmieć znowu z siłą, która wprawiała wnętrzności w drżenie. Bose stopy dziewczyny sunęły po wytartym parkiecie, gdy nagle wdepnęły w coś lepkiego. Eliza wzdrygnęła się z obrzydzenia i zatrzymała, patrząc pod nogi. Jej prawa stopa nurzała się w smudze żółtawego śluzu, która ciągnęła się po korytarzu i zakręcała do pralni. Przewodnicząca wykrzywiła twarz i wytarła podeszwę o suchy fragment parkietu. Jej oddech przyspieszył, a serce wyrywało się z piersi. Chciała ruszyć naprzód, ale ciało było ociężałe, chciało zatrzymać ją w miejscu, a najlepiej zawrócić i pogonić z powrotem do pokoju. Eliza jednak nie poddawała się tak łatwo odruchom. Nabrała powietrza i śmiało ruszyła przed siebie, rzucając światło latarki na niebieskawe ściany pralni.

Pomieszczenie nie było zupełnie ciemne. Gdzieś w kącie bzyczała zepsuta świetlówka, rzucając co kilka sekund agonalne błyski. Eliza zatrzymała się i spojrzała na rząd szarych pralek. Ich okrągłe, srebrne drzwiczki były pouchylane, a w kącie stał kosz pełen skłębionego, zapomnianego przez kogoś prania. Pachniało świeżością i kwiatowym płynem do płukania tkanin.

Oddech Elizy przyspieszał, gdy podążała za żółtawym śladem ze śluzu. Ścieżka ciągnęła się w poprzek pomieszczenia i zakręcała, prowadząc wprost do bębna jednej z pralek, tej, która stała w najodleglejszym kącie.

Dziewczynie zaschło w ustach i czuła, jak język zmienia się jej w twardą bryłę. Nie wiedziała, czy drży ze strachu, czy z ekscytacji. Trzonek latarki stał się już całkiem mokry od potu, więc przełożyła ją do drugiej ręki i wytarła prawą dłoń w miękki materiał dresu.

— O mój Boże — szepnęła, stąpając na palcach wzdłuż mokrej smugi.

Śluz połyskiwał w bladym świetle latarki. Był obrzydliwie żółty, a im bliżej pralki, tym więcej w nim było różowawych strzępek.

Eliza aż pisnęła, gdy dostrzegła, że bęben pralki lekko się buja.

Teraz już naprawdę chciała zawrócić. Trzęsła się tak bardzo, że musiała trzymać latarkę w obu dłoniach, a okulary zsunęły się jej do połowy nosa. Z trudem sięgnęła do nich dłonią i poprawiła kciukiem, ale te zjechały po spoconej skórze.

Elizie zrobiło się niedobrze ze strachu. Miała przed sobą coś, czego tak obawiał się Stefan. Coś, o czym milczał cały akademik. Coś, co prawdopodobnie przyczyniło się do jednej z największych afer na uczelni.

Szczękając zębami, Eliza skierowała snop światła wprost do poruszającego się bębna pralki.

Z jej gardła wyrwał się dziki wrzask. Wrzask, który prawie rozerwał jej struny głosowe. Krzycząc, wypuściła z rąk latarkę, a ta upadła na podłogę i roztrzaskała się, zostawiając pomieszczenie w niemal całkowitej ciemności, rozrywanej jedynie staccato rzężącej świetlówki. Eliza biegła przed siebie, wpadając na ściany, a gdy tylko udało jej się wybiec na korytarz, nie zatrzymywała się. Wrzeszczała tak głośno, że na pewno obudziła już wszystkich, łącznie ze Strzygą.

Gdy na moment odwróciła głowę, krzyknęła jeszcze donośniej. To coś, co znalazła w pralce, lewitowało teraz nad korytarzem i już, prawie ją doganiało. Eliza pędziła dalej, na złamanie karku, nie zważając na to, że traci oddech. Gdy była na końcu korytarza, na moment odwróciła głowę.

Było ich więcej, zbliżały się do niej niby rój ogromnych pszczół, a kolejne dołączały do roju, wystrzeliwując zza drzwi pralni. Eliza sapała, z trudem próbując złapać powietrze i biegła dalej, choć wiedziała, że z każdą sekundą mózgi są coraz bliżej.

Wyrżnęła o podłogę, potykając się o własne nogi. Poczuła rozbłysk bólu w nadgarstku i rwanie w kolanach, które zderzyły się z twardym parkietem. Gdy spróbowała się podnieść, usłyszała świst.

Wrzasnęła.

Rój w ułamku sekundy zmienił trajektorię lotu i mózgi zaczęły pikować w dół, prosto na nią.

Eliza zdążyła tylko zasłonić twarz rękoma. Co one chcą jej zrobić? Poturbować? A może wyssą jej własny mózg, który dołączy do roju, gdy jej martwe ciało o pustej czaszce padnie bezwładnie na podłogę?

Ale usłyszała tylko syk i głuche plaśnięcia. Odsłoniła twarz. Było jej zimno ze strachu, a po mokrym od potu ciele przebiegały bolesne dreszcze.

— Krawczyk, co ty znowu robisz po nocy? — Miękki, głęboki alt i szuranie nocnych pantofli zdradzało, że ktoś się do niej zbliża.

Obudziła Strzygę. O, słodki losie, obudziła Strzygę!

Eliza z trudem odwróciła się i zobaczyła za sobą wysoką, chudą sylwetkę odzianą w długi szlafrok w pawie oka. Długie, ogniście rude włosy czarownicy były w kompletnym nieładzie i skłębione opadały na jej kościste plecy i ramiona. Strzyga patrzyła na Elizę z ukosa, miała ściągnięte brwi i usta, a nad dłonią, którą przed siebie wyciągała, lewitował jedyny ocalały z tej rzezi mózg. Dziewczyna z trudem powstrzymała odruch wymiotny.

— No, dalej, zbieraj się z tej podłogi — zażądała Strzyga. — Musimy to natychmiast zbadać. Ta cała afera zaszła już za daleko, nie sądzisz?

Minęła Elizę i, ciągle lewitując przed sobą mózg, skierowała się ku klatce schodowej. Eliza jeszcze przez chwilę patrzyła na czarownicę z niedowierzaniem, po czym spróbowała się podnieść, ale zrobiło jej się ciemno przed oczami i opadła bezwładnie na podłogę, jakby ktoś odłączył jej zasilanie.

pawie pióro

— Skalpel. — Strzyga wyciągnęła dłoń w kierunku Elizy, która pochylała się nad wielkim, mahoniowym biurkiem, z trudem powstrzymując wymioty.

Był środek nocy, a one przebywały w gabinecie czarownicy, gdzie na pokrytym folią blacie spoczywał unieruchomiony mózg oraz blaszana skrzynka pełna chirurgicznych narzędzi. Tuż obok, w sąsiedztwie starej lampy z abażurem, leżała rozłożona księga. Eliza, aby nie patrzeć na makabryczne znalezisko, raz po raz rzucała na nią okiem. Przyglądała się pożółkłym kartom, które wypełniały kunsztowne ryciny przedstawiające przekroje ludzkiego mózgu. Corpus callosum, truncus cerebri, neocortex. Łacińskie nazwy brzmiały jak zaklęcia. Dziewczyna zastanawiała się, czy ogląda właśnie zwyczajny, medyczny podręcznik studenta anatomii, czy jest to jego wersja dla czarownic.

— Krawczyk, ruszasz się jak mucha w smole. Podaj mi skalpel, proszę. To to coś podobnego do noża.

Wnętrznościami Elizy targnęły bolesne skurcze. Przewodnicząca Rady Mieszkańców sięgnęła do skrzynki z narzędziami, ale dostrzegła co najmniej trzy przyrządy przypominające nóż. Chwyciła więc za pierwszy z brzegu, po czym podała go Strzydze. Czarownica ujęła go w dwa palce, obejrzała z każdej strony i zacmokała.

— Może być. — Kobieta przyłożyła ostrze w miejscu, gdzie łączyły się dwie półkule mózgu i wykonała nacięcie.

Krew i śluz rozlały się po pokrywającej blat folii, tworząc kałuże i strumienie. Eliza poczuła na języku metaliczny posmak. Zemdliło ją od duszącego zapachu rozkrawanych tkanek i zgięła się wpół, opierając o biurko. Jakaś nieznana siła kazała jej jednak wpatrywać się w upiorny mózg z mieszaniną obrzydzenia i fascynacji.

Strzyga delikatnie rozsunęła półkule i wpatrzyła się w różowawe zwoje.

— Hmm. Wygląda na to, że właśnie przecięłam spoidło wielkie — mruknęła do siebie, zerkając na ryciny w encyklopedii anatomicznej. — Ale to nie wystarczyło, żeby go zabić. Ciągle muszę na nim trzymać czar unieruchamiający.

Eliza, która walczyła z zalewającymi ją co chwila falami mdłości, odwróciła stronę podręcznika anatomii i zaczęła przesuwać palcem wskazującym po wersach. Próbowała przypomnieć sobie, jaka struktura mózgu odpowiadała za utrzymanie funkcji życiowych, ale była zbyt zmęczona, zaspana i obolała, aby utrzymać koncentrację.

Zauważyła, że czarownica intensywnie się w nią wpatruję.

— Jak ty na to wpadłaś, Krawczyk?

— Na mózgi? — Eliza uniosła głowę znad księgi i poprawiła zsuwające się jej z nosa okulary. — Od dwóch tygodni prowadziłam śledztwo…

— Śledztwo? — Strzyga zmarszczyła brwi.

Dziewczyna poczuła, jak po plecach przebiega jej dreszcz.

— Tak. — Przełknęła ślinę. — Ktoś zaczął rozprowadzać po uczelni gotowce. Ale nie zwykłe gotowce, tylko takie jakby… Robione na zamówienie. Jak to teraz mówią — customizowane. To wszystko się dzieje w ogromnej skali! W tak dużej, że jedna osoba…

Strzyga przerwała jej, unosząc dłoń. Rozcięte półkule mózgu zaczęły drgać, jakby próbowały wyrwać się na wolność, ale czarownica zgromiła je wzrokiem i znieruchomiały z powrotem.

— Krawczyk, poczekaj. Mówisz teraz o gotowcach. Tylko jaki to ma związek z mózgami?

Eliza zastygła. Nabrała w płuca wielki haust powietrza i kontynuowała:

— Gotowce to jedno, ale w tym samym czasie natknęłam się na inną dziwną rzecz. Słyszałam plotki, że Stefan Gajewski ze 111 znalazł w kuchni ludzkie szczątki… Musiałam, no po prostu musiałam to zbadać! Jestem prawie w stu procentach przekonana, że te dwie sprawy coś łączy! — Zacisnęła dłonie w pięści, wyczekując reakcji czarownicy.

Strzyga wyglądała na niewzruszoną, jednak Eliza dostrzegła, jak poruszają się kąciki jej ust.

— Czyli sądzisz, że ktoś znalazł mózg w akademiku i wpadł na genialny pomysł, żeby poprosić go o pomoc w nauce? — Czarownica nie mogła się dłużej powstrzymywać i parsknęła śmiechem.

Eliza poczuła, jak na jej policzki i dekolt wypływa palący rumieniec.

— No… Właściwie… Dlaczego nie? — wymamrotała.

Strzyga spoważniała i przeszyła dziewczynę zielenią swoich oczu.

— Mózg nie służy do myślenia, Krawczyk.

Dziewczyna zazgrzytała zębami. Miała ochotę zrzucić z biurka skrzynię z narzędziami i patrzeć, jak rozsypują się z brzękiem po podłodze, a później wybiec z gabinetu i trzasnąć drzwiami. Powstrzymała się jednak. Stała za biurkiem, wyprostowana jak struna i mierzyła się wzrokiem z czarownicą. Włożyła tak wiele wysiłku w swoje śledztwo. Jak zwykle, była jedyną osobą w budynku, której naprawdę zależało na dobru akademika. Eliza wierzyła, ba, była niemalże pewna, że Strzyga niedługo pożałuje, iż zbagatelizowała jej ostrzeżenia. Jednak wtedy będzie już na to za późno.

— No dobra, załóżmy, że masz rację, Elizo. — Czarownica patrzyła, jak żółtawe światło odbija się w ostrzu skalpela. — Tylko czemu ktoś miałby prosić to coś — wskazała na rozpłatany mózg — żeby odwalało za niego projekty?

— Bo myślał, że sam jest za głupi?

— Ha! — Strzyga pomachała skalpelem przed nosem Elizy jak batutą i spojrzała jej w oczy. Turban na głowie czarownicy lekko się przekrzywił. — I tu właśnie dochodzimy do sedna sprawy, Krawczyk. Ktoś, kto znalazłby ten mózg, musiałby bardzo mocno wierzyć w to, że jest on dużo inteligentniejszy od niego.

Przewodnicząca nie odpowiedziała, tylko znów zazgrzytała zębami.

— Brzmi pięknie, prawda? — ciągnęła czarownica. — Największe marzenie studenta spełnione. Ktoś odwala za ciebie robotę, a ty idziesz imprezować. Tylko że jest jeden problem… Popatrz. — Wskazała skalpelem mózg. — Myślisz, że to tutaj sprowadza się tylko i wyłącznie do inteligencji? Nie, inteligencja to tylko otoczka! Efekt uboczny ewolucji! Oczywiście, jest tu miejsce na logiczne myślenie, ale aż roi się w nim od ciemnych instynktów. W tych zwojach drzemie najczystsza wola przetrwania. Te wszystkie lęki, dążenia, nadzieje… A oprócz tego, najważniejsze… — Zrobiła długą pauzę. — Żądza władzy…

Eliza, nękana przez mdłości, obrzydzenie i obezwładniającą senność, z trudem nadążała za wywodem czarownicy. Jedyne, co udało jej się przetworzyć to to, że mózgi ciągnęły ze sobą niebezpieczeństwo. Ale do tego wniosku doszła sama, jeszcze zanim natknęła się na upiorne znalezisko w pralce.

— Rozumiem, ale to wciąż nie wyklucza… — Spróbowała się wtrącić, lecz czarownica jej na to nie pozwoliła:

— To, że dwie rzeczy dzieją się w podobnym czasie, nie oznacza, że są powiązane. Gdyby tak było, większość teorii spiskowych okazałaby się prawdą. Krawczyk, radzę ci na razie zostawić w spokoju sprawę gotowców. Mogą poczekać. To, co mnie bardziej martwi, to mózgi. Trzeba koniecznie wyśledzić, skąd się biorą i czy czegoś od nas chcą. Pomożesz mi w tym? — Strzyga przeszyła Elizę wzrokiem.

Dziewczyna niechętnie przytaknęła.

— Tak czy siak, musimy też sprawdzić, jak je unicestwić. — Czarownica cmoknęła.

Eliza przygryzła policzek niemal do krwi. Nagle przypomniało jej się to, czego od kilkunastu minut szukała w pamięci. Miała to na biologii w liceum.

— Niech pani spróbuje uszkodzić pień mózgu, on kontroluje wszystkie funkcje życiowe.

— O! — Strzyga uniosła brwi i przytaknęła z aprobatą. — Świetny pomysł, Krawczyk. Podaj mi, proszę, rozwieracz. — Wyciągnęła dłoń do dziewczyny.

Przewodnicząca Rady Mieszkańców nadęła się z dumy, a na jej twarz wypłynął fałszywy uśmiech. Sięgnęła do przyrdzewiałej skrzyni i wyjęła z niej narzędzie przypominające nożyce.