Myśli

Wszystko już zostało napisane

Image source: Aaron Burden / unsplash.com

Od kilku godzin siedzę przed komputerem i próbuję wydusić z siebie kolejny akapit tekstu. Tuż obok leży smartfon, mam tam zapisane kilka zdań zanotowanych w przelocie, których sensu teraz nie umiem już sobie przypomnieć. Chciałabym z tych wszystkich luźnych myśli, które chodzą mi po głowie, sklecić pierwszego posta, ale mi nie wychodzi. I tak, wyobraźcie sobie, już od kilku lat!

Pisanie, wydawałoby się, jest proste. W końcu uczą nas tego w szkole. Zaczynamy od rysowania szlaczków, a później oddajemy wypracowania i zdajemy maturę. Jednak kiedy próbujemy zabrać się za to na serio, okazuje się że sprawa jest znacznie bardziej skomplikowana. Jest tak przynajmniej w moim przypadku i nie skłamię, jeśli nie powiem, że nie próbowałam. Mnóstwo rzeczy powstrzymywało mnie przed napisaniem pierwszego tekstu na blogu. Brzmią one jak najprawdziwsze wymówki.

Nie piszę, bo nie mogę znaleźć na to czasu

Kiedy przychodzę z pracy, zazwyczaj jestem zmęczona. Pracuję jako programistka, a to wymaga ode mnie intelektualnego wysiłku i skupienia. Po ośmiu godzinach spędzonych w biurze w pozycji siedzącej jestem znużona więc siadanie przed komputerem w domu w celu klecenia zdań, jest dla mnie średnio kuszącą perspektywą. W weekendy natomiast staram się korzystać z pogody (jeśli zachęca akurat do wyjścia), wyjeżdżam albo nadrabiam towarzyskie zaległości. Do tego dochodzi jeszcze całe mnóstwo domowych obowiązków, a czasem i choroba.

Każdy, kto chciałby z pisarskiego warsztatu uczynić swoje narzędzie pracy, powinien być gotowy na pewne poświęcenia, jeśli robi to po godzinach. Pisanie, jak każda inna pasja, nie pozwala się zaniedbywać. Trzeba pisać regularnie, żeby tworzyć teksty przystępne dla czytelnika. Ten blog powstał właśnie po to, aby mi w tym pomóc, stworzyć potrzebę pewnej regularności.

Bez sensu jest też ciągle tworzyć do szuflady, w ten sposób nie zrobi się żadnych postępów. Głównie dlatego potrzebne mi było miejsce do publikacji własnych tekstów.

Nie piszę, bo się nie znam

Są dwie drogi dla blogera: lajfstajlowa i ekspercka. Pierwsza droga jest zupełnie nie dla mnie bo – cóż – jakie życie, taki lajfstajl

Zamarzyła mi się droga ekspercka. I tu właśnie ugrzęzłam. Bo o czym ja właściwie powinnam pisać? Że oddaliśmy swoją prywatność mediom społecznościowym? Że za kilka lat zastąpi nas sztuczna inteligencja i nie będziemy musieli pracować (ach, mogłaby napisać za mnie ten tekst!)?

I bez wszechpotężnej sztucznej inteligencji są już tysiące osób, które zrobiły to lepiej ode mnie!

Nie piszę, bo nikt już nie czyta

Statystyki czytelnictwa w Polsce lecą na łeb, na szyję. Kultura pisma przekształciła się w kulturę obrazkową. Półki w bibliotekach uginają się od książek, których nikt nigdy nie przeczyta.

Komentujemy nagłówki artykułów, z których treścią nie chce nam się zapoznawać. Informacje czerpiemy z memów, nie z gazet. A jeśli już zasiadamy wygodnie w fotelu z zamiarem zatopienia się w lekturze, natychmiast odrywa nas od tego dźwięk jakiegoś powiadomienia.

Dlatego nic dziwnego, że za każdym razem, kiedy siadam przed edytorem tekstu ogarnia mnie zniechęcenie. Pisanie do szuflady wydaje się beznadziejne, ale jeśli już decyduję się na publikację, to jeszcze gorsze jest posyłanie tych wszystkich znaków w próżnię.

Nie piszę, bo wszystko już zostało napisane

Kiedyś pisali przeważnie bogaci i szlachetnie urodzeni, bo mogli sobie pozwolić na taki zbytek jak poświęcanie czasu na pisanie powieści i nie martwienie się o to, co zjedzą na obiad.

Teraz zaroiło się od ludzi publikujących w internecie. Naprawdę się wydaje że może to robić każdy. Będąc blogerem można utonąć w oceanie informacji, ale można też stać się bardzo sławnym. Patrząc na znanych blogerów i blogerki widzimy zwykłych ludzi, z którymi można wyskoczyć na kawę i zakupy. Bariery runęły, teraz pisarze to ludzie z gminu.

Opinie bardzo szybko tracą ważność. Co chwila pojawia się coś nowego, nowy serial, film, gadżet. Można żyć w ciągłym strachu, żeby niczego nie przegapić. Jeśli napiszę recenzję filmu dwa miesiące po premierze, choćby nie wiem jak moja opinia była wartościowa, nikogo już nie zainteresuje.

A ja lubię życie we własnym tempie. Lubię zatrzymywać się i smakować. Być wybredną, zamiast wrzucać w siebie wszystko jak leci. Nie wiem, czy jest jeszcze dla mnie miejsce w tym hałaśliwym świecie, lecz mimo wszystko spróbuję. Chcę pisać, mimo że wszystko już zostało napisane.